Dziś Coming Out Day – Międzynarodowy Dzień Wychodzenia z Szafy, tj. jeden (ale nie jedyny!) dzień w roku przeznaczony dla osób LGBT (pierwotnie, teraz – zapewne – dodalibyśmy całą gamę innych liter), aby mogły celebrować to, kim są, świętować możliwość powiedzenia całemu światu: „Jestem gejem/lesbijką/osobą biseksualną/transpłciową i nic nikomu do tego”. I tu już, niestety, z perspektywy transpłciowej pojawia się problem.
Oczywiście, z perspektywy aktywistycznej Coming Out Day jest świetną okazją przypomnienia światu o problemach grup związanych z płciową czy seksualną różnorodnością – brak dostatecznej wiedzy społecznej, odrzucenie, dyskryminacja i doświadczenie przemocy niekiedy w najbardziej wyszukanych jej formach, o instytucjonalnej nawet nie wspominając.
Warto jednak przyjrzeć się comingoutowemu rozmyślaniu z innej perspektywy – niecispłciowej zwłaszcza.
Najlepsze wyjście?
Bardzo rzadko, gdy myślimy i rozmawiamy o potrzebach tzw. wyjścia z szafy, zapominamy, że pomysł konieczności mówienia o sobie i bycie dumnym nie musi być sprawą uniwersalną. Towarzyszy nam przy tym poczucie, że szczerość wobec siebie i wobec innych zawsze spotka się z nagrodą i jest wielokrotnie o wiele ważniejsza niż nasze bezpieczeństwo. Łatwo myśleć podobnymi kategoriami, gdy niewiele nam grozi, szczególnie niewiele w kwestii instytucjonalnej. Istnieją jednakże miejsca, w których pozostawanie żywym przy jednoczesnym byciu sobą, nie należy do najłatwiejszych. Nie muszą to być jednakże odległe czy nawet sąsiedzkie kraje. Równie dobrze możemy myśleć o małej miejscowości w Polsce czy konkretnym osiedlu w większym mieście.
Często działania w sekrecie, bez stawania się widzialnym daje o wiele więcej niż wychodzenie na światło dzienne. Zdarza się, że o wiele więcej można zdziałać tzw. cichym rzecznictwem niż organizowaniem parad (chyba jednak wolę zangielszczone pride’y). Ponieważ żyjemy w społeczeństwie globalnym, musimy zacząć powoli rozumieć, że nie istnieją środki uniwersalne, a coming out jest jedynie jednym ze sposobów pracy nad kwestiami poza cispłciową heteronormatywnością. Choć sam wykonywałem już kilka coming outów, szczególnie tych medialnych, i niemal co roku od kilku lat dołączam do tych osób, które denerwują swoich facebookowych znajomych i śledzących na twitterze statusami pełnymi albo konstrukcji tożsamościowych, albo straszącymi opisami nienormatywnych doświadczeń – wciąż zastanawiam się nad celebracją coming outu. Szczególnie nad tym, w jaki sposób stara się on zawłaszczać inne sposoby pracy z tematyką różnorodności.
Wyjście nie dla każdego
Zastanówmy się zatem nad sensem wyjścia z szafy z perspektywy transpłciowej, szczególnie transseksualnej. Dość często, gdy rozmawiamy o potrzebach osób korygujących płeć, zapominamy o najważniejszym prawie – tj. prawie do prywatności. Każde z nas, jeśli tylko tego chce, ma prawo skorygować płeć – dokonać tych zmian cielesnych, których potrzebuje, zmienić status prawny i zniknąć. Bez słowa, bez wyjaśnienia. Jednocześnie mamy prawo nie wyjawiać nikomu naszego statusu lub – jeśli zdecydujemy się szukać pomocy u jakiejkolwiek organizacji – nie wyrażać zgody na mówienie o nas jako o osobach transpłciowych nawet w gronie nas samych. Bywamy po prostu kobietami i po prostu mężczyznami – i takiego zrozumienia nas samych również potrzebujemy.
Sprawa nie dotyczy zresztą tylko i wyłącznie prawa jako takiego. Możemy nie życzyć sobie, aby ktokolwiek i kiedykolwiek wspominał o naszych doświadczeniach z płcią. Społeczeństwo wielokrotnie, jeszcze zanim zaczniemy stawiać jakiekolwiek kroki w kierunku korekty płci, daje nam do zrozumienia, że nie jesteśmy w nim mile widziani. Jaki jest sens mówienia o swoich przeszłych doświadczeniach, jeśli korekta płci sprawiła, że wreszcie znaleźliśmy swoje miejsce w społeczeństwie i wreszcie możemy być sobą? Dla zasady? Na pewno nie. Mamy prawo zapomnieć o naszych traumach i żyć w spokoju.
Coming out nie jest kwestią uniwersalną, jest wręcz potwierdzeniem, że trudno mówić o jednorodności czy w ogóle o „środowisku LGBT” – potrzeby cispłciowych osób LGB różnią się zdecydowanie od potrzeb osób transpłciowych czy interseksualnych, potrzeby zaś transpłciowych i interseksualnych osób LGB różnią się od potrzeb niecispłciowych osób heteroseksualnych czy aseksualnych. Innymi słowy – nasze sytuacje są tak różnorodne, a nasze doświadczenia tak inne, że trudno mówić o możliwościach, które zadowalałyby wszystkich. Szafa szafie nierówna, a Coming Out Day zdaje się wpadać w pułapkę „inkluzywności za wszelką cenę”, tj. włączania kwestii transpłcowych i interseksualnych do wydarzeń oryginalnie pomyślanych jako wyłącznie LG. Pamiętajmy zatem, że my również mamy swoje własne święto – International Transgender Visibility Day, obchodzony 31 marca.
Czego 11 października może nas naprawdę nauczyć?
Warto mimo wszystko zastanowić się – bez względu na to, jak każde z nas widzi kwestię coming outu czy 11 października w ogóle – czego dzisiejszy dzień może nas nauczyć.
Mamy prawo do prywatności i tak samo musimy szanować prawo do prywatności innych osób. Dlatego też zawsze będę się ostro sprzeciwiał tzw. outingowi, tj. próbą ujawniania czyjegoś statusu w celu potwierdzenia pewnej racji. Co ciekawe, celem outingu bardzo często stają się osoby otwarcie sprzeciwiające się działalności na rzecz osób homo- i biseksualnych, transpłciowych, czy interseksualnych. Wbrew temu, co chcielibyśmy myśleć, walka o prawa poprzez zemstę nie ma najmniejszego sensu. Jeśli Twoją jedyną odpowiedzią na czyjś argument może być outing tej osoby, opuść pole bitwy. Nie z powodu Twojej słabości, ale wyczerpaniem merytorycznych możliwości drugiej strony. Czasem wygrywamy zaprzestaniem walki.
Dla mnie najważniejszą sprawą pozostanie indywidualność i prywatność ujawniania czy wychodzenia z szafy. Mówienie o sobie w kategoriach niecispłciowych czy nieheteronormatywnych musi być zgodne z tym, co sami chcemy o sobie mówić. Nieujawnianie się nie czyni z nas nikogo gorszego – bez względu na to, czy planujemy to w przyszłości, czy nie planujemy w ogóle.
Spróbujmy jednak nie myśleć o tym w kategorii „przyznawania”. Chociaż istnieją na tym świecie ludzie, którzy chcieliby nam wszystkim wmówić, że żyjemy przeciwko naturze, pamiętajmy, że być sobą to nie przestępstwo, ani zbrodnia.
Za to prześladowanie kogokolwiek – jak najbardziej.
*
Z okazji Międzynarodowego Dnia Wychodzenia z Szafy życzę wszystkim, aby ujawnianie swojego statusu mieli zawsze pod kontrolą, bez względu na (nie)normatywną przynależność.
Leave a Reply