O „Wszyscy mamy te same marzenia” w świecie aktywistycznym słyszało się tu i ówdzie. Na konferencjach, zwłaszcza z ust przedstawicieli samej Komisji Europejskiej, podczas spotkań (i lokalnych, i regionalnych), ale poza osobami włączonymi w jej wdrażanie, niewiele z nas wiedziało, czego oczekiwać.
I oto otrzymaliśmy produkt – słabe, mało konkretne wezwanie do „dzielenia się marzeniami” (#ShareYourDream), które brzmi jak reklama napoju gazowanego, nie zaś jak kampania mająca na celu – jak wspominają same osoby za nią odpowiedzialne – „przemówić do nieprzekonanych” (z angielska poetycko nazywanymi moveable middle).
Czy rzeczywiście przemawia? Trudno mi powiedzieć – nie stanowię grupy docelowej. Należę jednak do grupy, o której ta kampania między innymi jest, oraz działam na jej rzecz i właśnie z tej perspektywy chcę powiedzieć, dlaczego czas najwyższy zmienić sposób mówienia o sprawach LGBTQIA. I dlaczego – wbrew temu, co twierdzi przekaz – niekoniecznie mamy te same sny i marzenia.
Gdy po raz pierwszy dotarły do mnie materiały związane z kampanią (informacja na jej temat znalazła się na facebooku Kampanii Przeciw Homofobii) pierwsze, co przykuło moją uwagę to tęcza LGBTI (oczywiście ignorująca istnienie osób queer i aseksualnych, co – przyznam szczerze – po latach międzynarodowego aktywizmu mnie nie dziwi, choć nadal niezmiernie smuci) rozszerzona o słowo „heteroseksualni” (ang. straight). I tak w polskiej wersji kampania przywitała nas zestawieniem tożsamości – lesbijki, geje, biseksualni, transpłciowi, interseksualni i heteroseksualni. Zestawienie to ma przypominać naszym diadycznym (czyli nie-inter) cishetero sojusznikom i sojuszniczkom, że więcej nas łączy niż dzieli. (Czy ktoś jeszcze skojarzył to wszystko z „Tacy sami” Lady Pank? Bo ja niemal od razu…).
Problem polega jednakże na niezwykłej płytkości tego przekazu. W dzisiejszej Europie, na kontynencie targanym ekstremizmami, odmawiającym schronienia ludziom uciekającym przed wojną i borykającym się z problemem nierówności ekonomicznych marzenia przedstawione w zwiastunie kampanii wydają się nie tyle wspólne, ile przynależne jedynie niewielkiej części społeczeństwa. To marzenia o posiadaniu domu (w kontekście kupna, nie zaś tworzenia szanującego się środowiska), wygranej w sporcie, dobrym zatrudnieniu, dzieleniu się wiedzą, bycie bardziej zrelaksowaną, ratowaniu życia i przekroczeniu mety. Marzenia, które świetnie wyglądają na krótkim filmiku, ale z których spora część będzie niedostępna dla osób LGBTI, chociażby dlatego że:
- nie skończą żadnej szkoły ze względu na dyskryminację i przemoc,
- nie będą mogły nigdy nawet marzyć o zarobieniu pieniędzy na posiadanie domu, ponieważ nikt im tej pracy nie da ze względu na fakt bycia osobami LGBTI,
- poświęcą pół życia, próbując zarobić na korektę płci, jeśli pochodzą z krajów, które nie zamierzają wprowadzić refundacji tych zabiegów, i najczęściej wybiorą pracę na czarno,
- trauma wymuszonych interwencji medycznych w dzieciństwie z powodu posiadania ciała nieadekwatnego do tego, co uważa się za kobiecie i męskie, nidgy nie pozwoli im się zrelaksować,
- nie uratują niczyjego życia, bo zakończą własne,
- nie przekroczą przysłowiowej (w materiale wideo również dosłownej) mety, bo ich celem będzie przede wszystkim przeżyć. Zwłaszcza gdy odrzucili je bliscy.
Nasza młodzież częściej myśli o samobójstwie niż diadyczna cishetero społeczność. Częściej próbuje odebrać sobie życie. Zarówno młode osoby LGBTI, jak i dorosłe oraz starsze narażone są na przemoc. Przemoc, której ani skali, ani skutków nie da się wyobrazić, jeśli się jej nie doświadczyło. Jeśli codzienne wychodzisz z domu z nastawieniem, że możesz do niego nie wrócić – w jaki sposób masz mieć podobne do większości marzenia? Oczywiście niektórym się to udaje. Często udaje się to dzięki możliwościom finansowym, które pomagają zagwarantować bezpieczeństwo. Nie na darmo w świadomości kapitalistycznej pojawił się „różowy pieniądz”. Chcecie nas wtedy, kiedy jesteśmy dobrymi konsumentami, nie wtedy, kiedy żądamy od was traktowania nas jak ludzi.
Czy przestaniecie nas dyskryminować, umniejszać nasze istnienie, udaremniać nam dostęp od usług medycznych, których potrzebujemy, i przeprowadzać operacje na naszych ciałach bez naszej zgody, jeśli okaże się, że mimo wszystko nie mamy wspólnych marzeń? Czy naprawdę musimy mieć wiele wspólnego, żebyście zaczęli uważać nas za ludzi?
Problematyczny przekaz kampanii to, niestety, nie wszystko, co mam Komisji do zarzucenia. Opublikowany na jej stronie zestaw narzędzi dotyczących mediów społecznościowych pokazuje, że po raz kolejny osoby trans i inter włączono w projekt, którego przekazem jest przede wszystkim pokazanie osobom cis i diadycznym, że „wszyscy chcą kochać”.
Zacznijmy od tego, że chociaż kampania wspomina o osobach interseksualnych (w języku polskim obecnie to słowo funkcjonuje razem z interpłciowymi), wśród przesłanek, których dotyczy, nie znajdziemy cech płciowych, czyli budowy i funkcji ciała, które są dla środowiska medycznego „usprawiedliwieniem” przeprowadzania interwencji medycznych na noworodkach i dzieciach. W materiałach kampanii wspomina się o orientacji seksualnej i tożsamości płciowej, które nie zawierają, niestety, wszystkich kwestii związanych z byciem osobą interpłciową. Całość sprawia wrażenie, jakby pod sam koniec pracy nad kampanią, ktoś z zespołu ją przygotowującego przypomniał sobie nagle, że przecież jest jeszcze I w LGBTI. Zatem jest. Dorzucone i potraktowane po macoszemu. Myślę, że wielu osobom działającym na rzecz osób trans przypominają się czasy, kiedy to nasze kwestie tak właśnie traktowano. Dlatego musimy się temu przeciwstawiać. Za każdym razem.
(O tym jak dobrze sprzyjać osobom inter można dowiedzieć chociażby z najnowszej publikacji Standing Up for the Human Rights of Intersex People – How Can You Help?)
Z materiałów kampanii dowiemy się, że: Komisja Europejska chce pokazać Europie, że wszyscy obywatele UE są równi oraz że niezależnie od tego, kogo kochamy i kim jesteśmy, wszyscy mają te same marzenia. Kampania daje szansę na bardziej zdecydowane wyrażenie sprzeciwu wobec dyskryminacji i zapewnienie poszanowania praw osób LGBTI.
Przyznam szczerze, że nie widzę w kampanii zachęty do wyrażania sprzeciwu. Widzę w niej za to przekaz asymilacyjny. Skąd wniosek, że mamy takie same marzenia? A co jeśli ich nie mamy? Czy zasługujemy na mniej szacunku jako ludzie? Kampanie asymilacyjne bywają szczególnie niebezpieczne w czasach odnowy ekstremizmów, kiedy to odstępstwo od normy staje się pretekstem do agresji, a asymilacja może oznaczać przymykanie oczu na krzywdę innych grup. #ShareYourDreams jest dodatkowo problematyczna pod względem braku podejścia intersekcjonalnego – jest średnioklasowa, pełnosprawna, i nieodpowiadająca ani zróżnicowaniu etnicznemu, ani wyznaniowemu Europy. O ekonomicznym nie wspominając.
Zastanówmy się jeszcze nad celami kampanii. Z oficjalnych materiałów wynika, że należą do nich:
- zwiększenie akceptacji społecznej osób LGBTI i pomoc w zwalczaniu dyskryminacji i zapobieganiu jej;
- promowanie pozytywnego przesłania na temat równości osób LGBTI i zwiększanie liczby „heteroseksualnych sprzymierzeńców” i liderów opinii w promowaniu równości wśród mieszkańców UE;
- poprawa widoczności działań Komisji promujących prawa osób LGBTI.
Do każdego z tych punktów mam zastrzeżenia, ale skupmy się na środkowym i „heteroseksualnych sprzymierzeńcach”. Omijanie przez materiały kampanii kwestii cispłciowości czy diadyczności daje mi jasno do zrozumienia, że chociaż jej intencją jest zwiększenie pozytywnego nastawienia społeczeństwa do tęczowych środowisk, odchodzi ona od najważniejszego aspektu podobnych akcji – możliwości wyedukowania grupy większościowej. Europa nadal nie wie, że jest w dużej części cis, o niebyciu inter nie wspominając. Częściowo – mam przynajmniej taką nadzieję – zdaje sobie sprawę ze swojej heteroseksualności, myląc się jednakże, że cecha ta wystarczy, aby określić czyjąś pozycję w społeczeństwie jako kompletnie normatywną.
I tym samym dochodzimy do sedna problemu – używanie heteroseksualności jako hasła-wytrychu. Pomimo lat rozmów na temat różnic pomiędzy orientacją seksualną a tożsamością płciową oraz cechami płciowymi KE postanawia opublikować kampanię, która nie bierze pod uwagę, że osoby trans- i interpłciowe również mogą być heteroseksualne i że w naszych środowiskach istnieją różnego rodzaju sojusze, tak jak my sami jesteśmy różnorodni. Cis gej może być sojusznikiem hetero transkobiety i odwrotnie. Wszystko zależy od kontekstu i sytuacji. I bywa skomplikowane. I ten fakt trzeba zaakceptować, zamiast tworzyć uproszczone narracje ignorujące rzeczywistość.
Sama dystrybucja kampanii jest również zabawna. Choć słyszałem o niej wcześniej, nie zaprzątałem sobie nią za bardzo głowy, mając w pamięci kampanie innych instytucji międzynarodowych – chociażby ONZ – które kontaktowały się zawsze z poszczególnymi organizacjami pracującymi w danym temacie, aby zwiększyć zasięg przekazu. Tymczasem o starcie tejże dowiedziałem się z facebooka, a szybki kontakt z innymi transorganizacjami pokazał, że KE skontaktowała się przede wszystkim z dużymi organizacjami LGBT, pomijając mniejsze.
Nie jestem w stanie określić przyczyn takiego działania, ale jeśli tak wygląda dystrybucja ogólnoeuropejskiej kampanii, to być może warto zastanowić się nad tym, czy zamiast pompować pieniądze w kolejny przekaz bez większego echa, nie wesprzeć osób LGBTQIA na przykład poprzez bezpośrednie finansowanie programów przeciwdziałania samobójstwom, ośrodków na rzecz bezdomności w tym środowisku zarówno dorosłych (hostel interwencyjny w Polsce, schroniska w Ukrainie i Albanii), jak i młodzieży, aktywizacji zawodowej czy spółdzielni socjalnych. Innymi słowy – projekty, które pomagają indywidualnym osobom znaleźć swoje miejsce i przetrwać w społeczeństwie. Bo jak na razie wiele osób LGBTI marzy, aby mieć takie same marzenia. Do ich posiadania wciąż daleka droga.
Leave a Reply