Wczoraj wieczorem wróciłem z Trans*Festiwalu w Krakowie – wydarzenia, podczas którego wydarzyło (!) się wiele. Wydarzyły się rzeczy piękne, przykre i takie, które najłatwiej nazwać problematycznymi, choć nie wiem, czy rzeczywiście chcę przy takim słowie zostawać. Ale niech będzie.
Lubię wydarzenia dla nas, lubię nasze wydarzenia, uwielbiam spotykać nas. Spotykać, czyli nie umawiać się na wieczór czy szybką herbatę/kawę w mieście, nie widywać podczas grup spotkaniowych, filmowych czy wsparcia. Spotykać, czyli znaleźć się w tym samym miejscu, w tym samym czasie zupełnie przypadkiem, ale jednak nie tak do końca. Przybyć na wydarzenie, które nas dotyczy z całą świadomością, że będę jedną osobą z wielu i jadę, aby odnaleźć coś, co nas łączy. Szukać i znaleźć więź poza tą oczywistą, związaną ze wspólnym doświadczeniem trans, jakiekolwiek by ono było. Podczas Festiwalu spotkałem się z Wami, z nami wszystkimi i ze samym sobą. Spotkałem się też z własnymi emocjami – ze strachem i bólem, które w sobie noszę, z tym, o czym rzadko mówię i piszę.
Podczas tych trzech dni poczułem, że należę do jakiejś szerszej społeczności. Gdy demonstrowaliśmy przeciwko wykorzystaniu na jednej z wystaw motywu blackface, a gdy jeszcze wcześniej zgodziliśmy się, że kwestii tej nie można tak zostawić*. Gdy prawie trzydzieści osób z różnych zakątków Europy usiadło na chodniku gdzieś w Krakowie, żeby szybko się zorganizować, zważyć za i przeciw i ustalić plan, jak okażemy swój sprzeciw. Nie było między nami wątpliwości, że należy, ale jednocześnie rozumieliśmy i rozumiałyśmy, że każde z nas zrobi tyle, na ile będzie ich stać. Obserwując, co się dzieje, jednocześnie podekscytowany możliwością reakcji i przerażony, co może się stać, jeśli do akcji wkroczy policja, poczułem, że przynależę. Czas na moment się zatrzymał, a ja spoglądałem na każde z Was. W Waszych twarzach widziałem to, czym chciałbym być otoczony codziennie. Każde z was – z nas – chciało poczucia sprawiedliwości. Zrobić coś, co sprawi, że osoby niebiałe poczują się dobrze, że będą świadome jak nas również zabolało to, co miało miejsce.
Myślę też, że udało nam się zrobić tyle, ile mogło się udać w tej sytuacji. Przykro mi też, że jedno z nas musiało zmierzyć się z przemocą, która dla osób niezgadzających się z nami była jedynym wyjściem wobec plakatu, którym staraliśmy się zasłonić zdjęcie i skandowania: No more blackface!, Racism is not art!
Festiwal sprawił, że mogłem skonfrontować się z samym sobą jako sojusznikiem, osobą sprzyjającą innym osobom trans i w ogóle innym. Podczas wykładu na temat sprzyjania sobie nawzajem, który po raz pierwszy przed audytorium składającym się z wielu nieznanych mi osób, poddałem sam siebie ćwiczeniu pozwalającemu określić, jakie doświadczenia sprawiają, że posiadam przywilej społeczny, a które potwierdzają, że staję się przedmiotem normatywnej opresji. Nie było łatwo. Chyba nigdy wcześniej nie czułem się aż tak obnażony emocjonalnie. Cieszę się, że się udało.
Emocje towarzyszyły mi zresztą do samego końca, szczególnie podczas sobotniej imprezy Radio Trans*, kiedy to razem z H. usiedliśmy w spokojniejszym miejscu, żeby porozmawiać. Tematy ogarniały nas same i było ich mnóstwo. Zatrzymaliśmy się jednak przy jednym – transplciowych ciele i poczuciu szczęścia. I wtedy dotarło do mnie, dlaczego często smucę się, kiedy czytam transpłciowe fora i blogi. Widzę, jak wiele piszemy i zastanawiamy się nad swoim wyglądem, passingiem, wszystkim tym, co sprawia, że czyta się nas tak, jak byśmy tego chcieli i chciały. Do tego stopnia, że potrafimy próbować zarządzać czyimiś doświadczeniami, nastawiać osoby na “odpowiednią drogę” i nie dawać sobie tej samej szansy na odkrywanie siebie, jaką dajemy osobom cisplciowym. Ogarnia mnie smutek, gdy czytam, że dysforia odrzuca nas od kochania samych siebie. Mam wrażenie, że cierpiąc z powodu nieodpowiedności pewnych aspektów ciała zapominamy o tym, jak ważne jest mimo to próbować zrozumieć i pokochać siebie. Poza ciałem. Po prostu siebie. Tej miłości wciąż nam brakuje.
“Jesteśmy nienormatywni, ale jesteśmy piękni” H. krzyczał mi do ucha, żeby przebić się przez głośną muzykę. “We are beautiful” – tak swój wykład o postkolonialnej perspektywie na transpłciowośćzakończył tego samego dnia Beks. Przypomniałem sobie, jak kilka lat temu byłem blisko z kimś, kto był trans i nie potrafił zrozumieć, jak bardzo był piękny. Jak swój własny obraz tworzył na podstawie tego, co mówili mu wszyscy jego okropni kochankowie, których bardziej interesowała ciekawość niż coś innego. Usłyszał wszystko, co mogła usłyszeć osoba trans. Ale nigdy to, że nie tylko ma prawo do bycia pięknym, ale po prostu taki jest.
Musimy przypominać sobie o tym nawzajem, nauczyć się rozumieć, że bycie poza normą nie jest brzydotą. Jesteśmy piękne. Jesteśmy piękni. Jesteśmy pięknymi osobami. Przypominajmy sobie o tym nawzajem. Zasługujemy na to, aby nasze piękno było zauważane.
* Na szczęście Fundacja Kultura dla Tolerancji, organizatorka Trans*Festiwalu, wycofała wystawę z oficjalnego programu wydarzenia. Decyzja została podjęta tuż przed wernisażem, ale mimo wszystko została, co dla mnie ma duże znaczenie.
Leave a Reply