„Nikt nie rodzi się kobietą” ten cytat znany jest wielu działaczkom i działaczom na rzecz równości. I słusznie – to jeden z pierwszych kroków do uzmysłowienia sobie istnienie genderu, to znaczy zespołu norm związanych z płcią, które stwarzają nas jako osoby społeczne.
„Nikt nie rodzi się kobietą, ale płeć otrzymujemy jeszcze przed urodzeniem” – ta modyfikacja powie nam więcej o tym, jak cispłciowość staje się normą. Jeszcze przed poczęciem snute są plany o posiadaniu dziecka konkretnej płci, a my sami jeszcze pod postacią zygot zostajemy zasypani różnymi oczekiwaniami dotyczącymi naszego przyszłego życia. Te wszystkie fakty nie są obce feminizmowi, stają się jednak – niekiedy – problematyczne, gdy chcemy wyjść poza ubiologicznienie kategorii płci.
Cispłciowa norma to wiara w binaryzm płci i prostej konfiguracji przyczynowo-skutkowej – „rodzisz się kobietą → masz ciało kobiety → więc jesteś kobietą”. Jej zmodyfikowane wersje to to, co osoby transpłciowe, szczególnie zaś transkobiety, słyszą na co dzień. „Urodziłaś się mężczyzną → nawet jeśli masz teraz ciało kobiety → nie jesteś kobietą”, „może i urodziłaś się kobietą → miałaś kiedyś ciało mężczyzny → nie możesz być kobietą”. Z cispłciowej normy rodzi się cisseksizm – przekonanie o tym, że każda osoba wymykająca się cisnormie jest zaburzona i że powinna dążyć do podporządkowania się cisnormie.
Cisseksizm to kontrola naszych ciał przy urodzeniu. Czy zgadzają się z literkami K albo M, które muszą zostać wpisane w akcie urodzenia i towarzyszyć nam przez całe życie w dokumentach. To operowanie naszych ciał, gdy nie przystają do tej wizji, bez uprzedniego zapytania nas, czy wyrażamy zgodę. W zasadzie trudno pytać, skoro większość osób interpłciowych przechodzi tego typu interwencje, gdy są wciąż małymi dziećmi, często niezdolnymi do komunikacji w inny sposób niż poprzez dawanie nam sygnałów łkaniem i snem. Niemowlęta nie mogą decydować o swojej własnej przyszłości, może za to przeświadczenie o tym, kim będą.
Cisseksizm to sprawdzanie naszych tożsamości płciowych przez zespół ekspertów z zakresu medycyny. Prześwietlanie naszych głów, sprawdzanie konfiguracji genetycznej, przeprowadzanie długich, często niezwykle intymnych wywiadów psychologicznych, podczas których spowiadamy się z naszego życia seksualnego, tak jakby od niego zależało poczucie naszej płciowości. Cisnorma to konieczność powiedzenia nam, że nie jesteśmy osobami zdolnymi do podejmowania decyzji o naszej przyszłości i że decyzje te wymagają potwierdzenia przez zespół ekspertów, którzy nie spotkali nas nigdy wcześniej i nigdy więcej najpewniej nie spotkają.
Cisseksizm to regulacje dotyczące prawnego uzgodnienia płci, które każą nam konfrontować rodziców w sądzie, nawet gdy większość z nas zmienia dane osobowe po dwudziestym roku życia jako dorosłe i świadome siebie osoby. Konfrontacja ta może kończyć się odroczeniem decyzji o naszej podmiotowości, może również prowadzić do odrzucenia sprawy, jeśli nie dostarczymy odpowiedniej ilości „dowodów na posiadanie tożsamości”.
Cisseksizm to próba umniejszenia naszych potrzeb samorealizacji. To hollywoodzkie filmy, w których sprowadza się nas do postaci dokonujących tranzycji, uśmiercanych w imię wywołania współczucia w widzach, rekwizytów pokazujących przemianę świadomości głównych bohaterów, najczęściej cismężczyzn, którzy w swojej wspaniałości cismęskości w niektórych historiach nie decydują się pozbawić nas życia, czasem nawet mogą pozwolić nam się w nich zakochać. To też decyzja o ukazaniu takich historii. Granie transpłciowej postaci przez cispłciowego aktora lub cispłciową aktorkę to sposób na karierę. To „odwaga” i „brak strachu przed trudnymi rolami” w rzeczywistości, w której wiele transpłciowych aktorów i transpłciowych aktorek wciąż ma problem ze znalezieniem pracy, a żadne z nich nie może liczyć na zagranie osoby cispłciowej. Bo jakże grać osoby cispłciowe? Przecież to osobowości w całej mierze, nie rekwizyty.
Cisseksizm to również przekonanie o tym, że nasze życie, wraz z naszą tożsamością i ekspresją płciową, prowadzone są na prezentację innym. Że nawet na ulicy można nam zadać pytanie, czy jesteśmy kobietami, czy mężczyznami, że nasze genitalia, kształt naszych ciał, sposób poruszania się, używany język – wszystko to podlega nieustannej kontroli społecznej. Nie prawnej, przynajmniej nie tu, nie w tym kraju. „Moim kraju takim pięknym”, cytując znany polski mem. W kraju, w którym wciąż brakuje odpowiedniej karalności za przemoc spowodowaną uprzedzeniami. W kraju, w którym wybrana w demokratycznych wyborach polityczka przy okazji wielu zainteresowań społecznych jest ponadto osobą transseksualną, z czego musi się nieustannie tłumaczyć, wyśmiewana w internecie i przez osoby z nią współpracujące. Kraj, w którym poprzednie dane osoby po korekcie prawnej nie są zatajane i każde z nas narażone jest na outing, ujawnienie poprzednich danych osobowych bez naszej woli, które następnie powtarzane będą jak mantra, żeby przypomnieć nam, że kiedyś „byliśmy kimś innym”, że „oszukujemy”.
Cisseksizm to zabranie nam naszych ciał i ich podmiotowości prawnej. Zabranie nam rodzin, tych obecnych i przyszłych. To żądanie warunku przeprowadzenia ingerencji medycznych w celu otrzymania przysługującej nam tożsamości prawnej. Całkowite prawo do decyzji o tym, jakie ingerencji medyczne przechodzą i chcą przechodzić osoby transpłciowe, nie istnieje. Istnieje za to schemat, który musimy powielać. Kłamać o naszych pragnieniach, naszej seksualności i naszych marzeniach, aby w oczach państwa zostać uznanymi za osoby „warte zaufania”, dla których najwyższym odznaczeniem jest łaska w postaci żenującej procedury sprawy sądowej.
Cisseksizm to wymuszanie rozwodu w imię tak zwanych „wartości konstytucyjnych”, które – choć mają chronić małżeństwo – odbierają nam możliwość prowadzenia szczęśliwego życia rodzinnego. To konieczność przejścia przez traumę rozbijania funkcjonujących związków w zamian za spokój ducha i tożsamość. To również realna groźba zabrania tej tożsamości, cofnięcia decyzji o zmianie danych osobowych w przypadku zatajenia faktu małżeństwa.
Cisseksizm to definicje ważniejsze od prawdziwego życia. To zapisane w prawie twierdzenie „matką jest kobieta, która urodziła dziecko”, zmuszające rodzących ojców do kłamstw, wyjazdów za granicę albo ryzykowania odebraniem tożsamości w imię „dobra dziecka”. To cały zestaw zapisanych i niezapisanych norm, których skutki pogarszają nasze bezpieczeństwo i jakość naszego życia.
Cisseksizm to odmawianie nam tego, do czego mamy prawo. Nie jako osoby transpłciowe czy interpłciowe, ale jako ludzie. Mamy prawa człowieka, choć bycie człowiekiem nie wystarczy w Polsce do posiadania „prawa”.
Powyższy tekst jest fragmentem wykładu wygłoszonego 22 października w Fundacji Feminoteka, z którego wkrótce zostanie udostępniony również zapis wideo.
Leave a Reply